Zamówienie dla Mikii
– Sasuke
zamierzasz cokolwiek zrobić w tej sprawie? – Chłopak mógł przysiąc, że głos
Naruto jeszcze nigdy nie brzmiał tak straszliwie poważnie. – Wiesz, że jeśli
nie wrócisz…
No jasne…
Dramatyczne urwanie zdania. W tym momencie Uchiha powinien wybuchnąć okrutnym
śmiechem prosto w jego twarz, jak na czarny, niereformowalny charakter
przystało. A bardzo lubił myśleć o sobie w ten sposób.
Noc była dużo
jaśniejsza od swoich poprzedniczek. Miliony gwiazd, a z perspektywy dwóch
przyjaciół, małe światełka rozwieszone na atramentowym firmamencie wydawały się
być liczniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, a srebrzystobiały księżyc w
kształcie rogala równie dobrze mógłby być najszczerszym uśmiechem. Nawet
powietrze, o tej porze roku zwykle suche, duszne i gorące, teraz pachniało
najpospolitszą świeżością. Sasuke nigdy nie pomyślał nawet, że nawet taki chłód
może kiedyś być przyjemny.
– Naruto, przemów
mu w końcu do rozsądku i wracajcie do nas! – Kakashi wychylił się przez okno,
chcąc mieć lepszy widok na swoich podopiecznych. Z głębi budynku dudniła popowa
muzyka. I dzikie okrzyki bandy dzieciaków cieszących się swoim życiem. Bandy
młodych ludzi.
– Jeśli nie
wrócisz… – kontynuował Uzumaki – Sprawisz jej tylko przykrość. Jej i sobie.
Wiesz doskonale, że…
– Wiem różnie
rzeczy o różnych rzeczach! – przerwał mu Sasuke. Uchiha poczuł, jak ze złości
dostaje przypływów gorąca, dlatego też drżącą ręką poluzował krawat. – Ale to
bez sensu. To, że krowa to większe zagrożenie dla środowiska niż samochód, nie
sprawi, że przestanę jeść wołowinę, a zamiast tego zacznę wozić swój tyłek, tak
samo, jak to, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat wyginęło siedemnaście
gatunków, a na ich miejsce już tylko w ciągu ostatniego roku, odkryto
dwadzieścia jeden nowych! Kogo to obchodzi?!
Obydwoje milczeli,
nawet na siebie nie patrząc. Naruto wbił wzrok w okno, przez które widział
dwoje zielonych, zmartwionych oczu, natomiast Sasuke gdzieś w dal, poza
horyzont. Obydwoje chcieli rzeczy wykluczających siebie nawzajem i żaden z nich
nie był przyzwyczajony do kompromisu. Nie lubili ustępować nikomu i w niczym.
Być może jest to trochę szalone, ale tylko dzięki temu jeden był w stanie
zrozumieć drugiego. Żeby móc dzielić ze sobą ból zbyt dużych ambicji związanych
z własną osobą.
– Ją to bardzo
obchodzi. Sasuke… To już nie chodzi o ciebie, czy o mnie. Choć raz zwróć uwagę
na jej uczucia! Wiem doskonale, że tobie to nie na rękę. Mi też coś takiego nie
byłoby w smak, ale zadaniem mężczyzny. Tym pierwszym, pierwotnym i
najważniejszym zadaniem mężczyzny jest sprawić, by kobieta która go sobie
wybrała, była szczęśliwa. Ona cię kocha, rozumiesz to?
Uchiha prychnął,
chowając ręce w kieszeni. Ta przyjemna noc była doskonałą na samotny spacer.
Odwrócił się na pięcie, wzruszając ramionami.
– To pytanie
świadczy, że nieważne jakiej udzielę ci odpowiedzi, ty i tak przygotowałeś
dłuższy monolog na ten temat. Nie mam ochoty tego słuchać! – rzucił blondynowi.
I odszedł. Tak po
prostu.
Naruto nie miał
pojęcia, jak powinien się teraz zachować. Nie stanie przecież przed Sakurą i
nie powtórzy jej swojej rozmowy z Sasuke. Nie zasłużyła na to.
Co za kretyn!
Gdyby tylko był na jego miejscu… Już dawno byłby z nią, przecież świetna z niej
dziewczyna… Chłopak ociężale wszedł do budynku szkoły, skąd dobiegł go duszący
zapach zmieszanych perfum i ciche dźwięki kolejnego już wolnego tańca tego
wieczoru. Jak ona się bawi? Bez wątpienia chyba ktoś zaprosił ją do wspólnej
zabawy?
Serce stanęło
Uzumakiemu w gardle, kiedy na sali zobaczył ją… siedzącą wśród kilku sztywnych
chłopaków ze spuszczoną głową. Z różowymi włosami, w różowej sukience, o lekko
zaróżowionej skórze przypominała delikatną różyczkę pozbawioną kolców.
Absolutnie była zbyt delikatna, żeby jakkolwiek ją atakować. Jak Sasuke, może
odrzucać taki skarb?
Zebrał się w sobie
i sprężystym krokiem podszedł do niej. Dotykając jej ramienia, spojrzał głęboko
w jej zielone oczy i, oczarowany jej wewnętrznym blaskiem, mimowolnie zapytał:
– Zatańczysz ze
mną? – W pierwszym odruchu odwróciła się, szukając kogoś innego. Na jej twarzy
przemieszała się nadzieja z wyczekiwaniem, a kiedy nie ujrzała tego, kogo się
spodziewała, Sakurze nie pozostało nic innego, jak ująć ramię Naruto i wstać. A
jej blask zgasł.
– No jasne –
odparła, siląc się na uśmiech. To nie było to, czego pragnął dla niej.
– Przepraszam, ale
moja rozmowa z nim nie była odkrywcza… – Poprowadził przyjaciółkę na parkiet,
po czym przytulił ją. – Sama najlepiej wiesz, jaki jest Sasuke.
Milcząc, obydwoje
kołysali się w rytm muzyki. Teraz, chyba już wszystko przepadło, a ich
trzyosobowa paczka rozpadła na zawsze. Chłopak usilnie ignorował uśmiechy
kolegów i pokazywane ukradkiem kciuki w górę. Z jego perspektywy nie ma się
czego śmiać. Bo to, co było najlepsze w całym szkolnym życiu właśnie się
skończyło.
Najpierw były
kurczowo zaciśnięte dłonie, tak bezceremonialnie gniotące jego ukochaną, beżową
marynarkę. Później był spazm targający jej drobnym ciałem, który dość jasno
alarmował Naruto, że z nią jest coś nie tak. A na końcu było to co zawsze,
czyli kompletna wiocha.
Sakura
zesztywniała, następnie niebezpiecznie zadygotała na swoich chudych nóżkach, po
czym wybuchła pełnym bezsilności płaczem. Nikt się nie zdziwił, ani nawet
specjalnie nie przejął jej reakcją. Wręcz przeciwnie – można było przewidzieć,
że tak się stanie. Ostatnimi czasy ten scenariusz powtarzał się bardzo często.
Ludzie powoli przechodzili z nim do porządku dziennego.
– Naruto… Pomożesz
mi wyjść? – zapytała cichutko, nadal ściskając w dłoni materiał jego marynarki.
Była w tak nędznym stanie emocjonalnym, że chyba nikt, kto miał serce, nie
odmówiłby jej.
– No jasne –
pewnie ujął ją pod rękę, czując na sobie ciekawski wzrok kolegów ze szkoły.
Mama od samego początku powtarzała, że mało kto kończy ją szczęśliwie.
Najwidoczniej i ich trójka nie wywinie się temu przekleństwu.
Powietrze na
zewnątrz wydawało się być lodowate. Chłód cieniutkimi igiełkami przeszywał
skórę na ciele Uzumakiego, powodując nieprzyjemne dreszcze. Jedynie słodki,
nieco ciężkawy zapach jej perfum trzymał go na zewnątrz.
– Chcę po prostu
to wiedzieć… – zaczęła nieco pewniejszym tonem. – I błagam powiedz szczerze!
Czy to przez to, że jestem…
– Absolutnie nie!
Sasuke nie jest typem osoby, która miga się od zobowiązań!
„Zwłaszcza tych,
które sam założył na swoje barki” – pomyślał pospiesznie Naruto, choć zabrakło
mu odwagi, by powiedzieć to na głos. W każdym innym przypadku, bez wahania mógł
rzec, że zna Uchihę, ale od jakiegoś czasu miewał coraz większe wątpliwości.
Nie wróciła już na
bal absolwentów. Nie miała najmniejszej ochoty. Dlatego jej przyjaciel wezwał
taksówkę, która w ciągu kilku najbliższych minut miała przyjechać po nią. To
wszystko było po prostu najbardziej beznadziejnym końcem liceum, jaki można
było sobie wyobrazić.
Samochód, który
nadjechał był jednym z tych starych, kanciastych trucicieli powietrza w kolorze
wyblakłego złota. Kiedy Sakura otworzyła jego drzwi, wylało się na nią ciepłe,
suche powietrze śmierdzące wonią mocnych papierosów.
– Już kończysz
zabawę? – Sasuke stał pod murami szkoły, trzymając jedną rękę w kieszeni. Drugą
z kolei strzepywał popiół ze skręta, z nonszalancją, na którą tylko ktoś taki
jak on mógł sobie pozwolić.
– To nie taki
koniec, jaki bym sobie życzyła, ale nie mam wyjścia. Nie chcę się bawić w takim
stanie. – Wzruszyła ramionami, mając na dnie serca cichutką nadzieję, że może
wystarczy, żeby przeprowadzili po prostu szczerą rozmowę… A wtedy… Wszystko
samo się rozwiąże.
W samym środku
nocy zawiał ciepły wiatr, przynosząc ze sobą zapach róż, a księżyc schował się
za jednym z wysokich wieżowców.
– Przykro mi, że
tak się stało. Jeśli będziesz potrzebowała czegoś dla was, wiesz gdzie
będziesz mogła mnie znaleźć… – Chłopak zaciągnął się mocno dymem i po chwili
wypuścił go z płuc, przyprawiając Haruno o nieprzyjemne dreszcze. Jednakże po
tylu miesiącach życia w emocjonalnym milczeniu, postanowiła sobie w końcu
powiedzieć mu co czuje. Jeśli tego nie zrobi teraz to już nie będzie
niezdecydowanie, tylko zwykłe tchórzostwo.
– Wolałabym nie
musieć cię szukać. Wolałabym cię mieć cały czas przy sobie. Przy nas –
odparła, usilnie wpatrując się w przystojną, choć niewzruszoną twarz Sasuke. –
To nienajlepsze rozwiązanie – dodała.
Widząc jego minę,
przez chwilę była skłonna uwierzyć, że coś się zmieniło. Że coś w nim pękło i
naprawdę ten wieczór może mieć jeszcze szczęśliwe zakończenie. Ale po kilku
sekundach, w których najmłodszy Uchiha wyglądał na gotowego do zmiany decyzji,
na nowo pojawiła się ta straszna maska obojętności.
– Ale
najłatwiejsze – oparł spokojnie.
Wtedy nić
porozumienia, która łączyła ich, została przerwana. Sakura nie chciała, by ich
dziecko miało ojca, który wybiera najłatwiejsze drogi, bo w życiu nie chodzi o
to.
Pospiesznie wsiadła do
taksówki, zostawiając go samego. Zgodnie z jego własnym życzeniem.
Łoo Boże *-*
OdpowiedzUsuńJakie to piękne i smutne ;(
Nie lubie Sasuke,jak on mógł do cholery?!-.-'
Ahh...Zakończenie szkoły..Też mam już to za sobą,ale kogo to obchodzi?xD
Bardzo podoba mi się twój styl pisania,tak lekko się wszystko czyta,dziękuje za one-shot i weny życzę. Oby tak dalej!:3
http://vampires-of-los-angeles.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńnowy rozdział .... zapraszam :)