Podkład ♫
Explosions In The Sky - Your Hand In Mine
Czasem można odejść i być ciągle blisko,
a czasem być przy sobie i pozostać tak odległym...
Wszystko się
zmieniło, kiedy oboje poszliśmy na studia. Od dawna byliśmy w szkole
rozpoznawalni i znani jako komicy. Strasznie nas to denerwowało. Dzisiaj już
nie wrócą te czasy. Wtedy nas to denerwowało. Nie potrafiliśmy znieść faktu, że
idealnie do siebie pasujemy. Szukaliśmy drugiej połówki daleko, tłumiąc
uczucia, które w tym samym czasie do siebie żywiliśmy. Nie zauważaliśmy swoich
osób wzajemnie. Widząc jego uśmiech oraz chęć walki, również się nie
poddawałam. Oboje się wspieraliśmy i dodawaliśmy sobie sił. Gdy tak sobie
myślę… Było wiele nieporozumień i płaczu, ale były też i te dobre oraz
szczęśliwe czasy. Kiedy byłam z nim, czułam się dobrze. Ogarniało mnie uczucie
bezpieczeństwa i radości. Gdyby nie różnica wzrostu, to możliwe, że od razu
byśmy się sobą wzajemnie zainteresowali. To było takie dziwne… Pierwszy raz w
życiu chciałam być z kimś tak szczera… Mimo, że to trudne i nie raz mi nie
wychodziło… Chciałam, żeby był przy mnie cały czas. Świetnie się bawiliśmy.
Zdarzały się kłótnie, ale po burzy wschodziła tęcza. Wystarczyło, że się
uśmiechnął, a czułam przypływ energii. Zaakceptowałam wszystkie jego wady i
zalety. On moje również. Nigdy wcześniej nie czułam tego, co teraz. Gdyby nie
on, możliwe, że bym się nigdy nie dowiedziała, czym jest miłość, bądź
popełniłabym głupi błąd. Niejednokrotnie cisnęły mi się łzy do oczu, ale
dzielnie to znosiłam. Wiedziałam, że on jest… Towarzyszył mi również w snach.
Miałam nadzieję, że sytuacje potoczą się inaczej. Niestety z biegiem czasu
zaczęliśmy się od siebie oddalać. Sama nie wiedziałam. Otani wydawał mi się być
właśnie tym jedynym. Przy nim czułam się naprawdę dobrze i mogłam być sobą. Nie
przeszkadzał mu nawet aż tak bardzo mój wzrost. Bardzo często chciałam być
taka, jak inne dziewczyny, niska. Nie potrafiłam siebie zaakceptować. Atsushi zrobił
to za mnie. Jako pierwszy pokochał mnie taką, jaką byłam.
Patrząc na
niektóre dziewczyny w dzisiejszych czasach, wydawało mi się, że miały słoik z
sercami. Wykorzystywały zakochanych w nich chłopców i jak śmieci, pozbywały się
ich. Po tym zdarzeniu wrzucały ich małe serduszka po to, aby nie mogli
zapomnieć o nich, a one mogły przyjść jak gdyby nigdy nic i kłamliwymi językami
mówić „kocham cię i przepraszam, nie
chciałam, to się więcej nie powtórzy, chcę być tylko i wyłącznie z tobą”.
Często zastanawiałam się, jaki sens ma mówienie „kocham”, jeśli to nie jest prawdą. Dla mnie one mają bardzo duże
znaczenie i nie mogłabym tak zrobić. Moje serce jest oddane jednej osobie.
Jestem pewna, że gdyby nie on, to już dawno temu poddałabym się. A tak… Pruję
do przodu, pokonując przeszkody napotkane na mojej drodze. Ja nie byłabym w
stanie tak postępować. Nigdy nie chciałam go zranić. Zawsze chciałam jak najlepiej.
Być blisko niego. On dawał mi wsparcie i chęć do życia. Od rozpoczęcia nowego
roku z Otanim powoli traciłam kontakt. Teraz jest praktycznie zerowy.
Zastanawiając
się głębiej, czułam ból w sercu. Oddalające się szczęście. Wyciągałam do niego
ręce i biegłam, a ono uciekało. Wymykało mi się. Gdy już myślałam, że je
schwytałam, ono sprytnie się wymknęło.
Tamtego dnia
świeciło słońce. Miałam dziwne przeczucie. Nie wiedziałam, co to mogło być.
Taka niepewność i strach. Czułam się jak w jakimś filmie. Przez cały dzień
byłam otumaniona i rozkojarzona. To, co było na co dzień ważne, nie grało roli.
Igrające na niebie chmury, które przesuwały się dzięki powiewowi letniego
wietrzyku, jak i cały krajobraz, który zazwyczaj wprawiał mnie w zachwyt i
radość, dzisiaj wyglądał inaczej. Ta nostalgia… Sama nie do końca wiedziałam,
czego w gruncie rzeczy chcę i pragnę. Zawsze byłam taka. Nieco niezdecydowana.
Starałam się. Walczyłam. Ale to wszystko dzięki Otaniemu. Czy to możliwe, że
przeznaczenie nas złączyło? Los sprawił, iż znaleźliśmy wspólną drogę. Ale czy
to była jedynie chwilowa aura złudzenia? Ja chciałam być tylko i wyłącznie jego
na zawsze. Bez zmian. Nie pragnęłam niczego więcej. Chciałam stać przy jego
boku. Tak wiele nas różniło, a jednocześnie łączyło. Bałam się. Jednak
wiedziałam, że jeśli zdecyduje, iż mnie nie chce, to byłam pewna… Wiedziałam…
Chciałam jego szczęścia, dlatego też jakobym zniosła myśl, że jest szczęśliwy z
inną. Nie wiem, jak pogodziłabym się z tym faktem. Czy byłabym w ogóle w
stanie?
Lekcje się
skończyły. Wracałam późnym popołudniem do domu. Wlokłam się, a czas mi nie
pomagał, dłużył mi się. Patrząc na to szczęście w około, byłam smutna. Ale w
sumie… Przecież byliśmy parą… A może on o tym zapomniał? Od naszego ostatniego
spotkania minęło trochę czasu. W ogóle ze sobą nie korespondowaliśmy. To
przykre. W jednej chwili bliscy sobie ludzie, a zaraz… Tak dalecy… Szeleszczące
drzewa, pełnia życia… Jaki sens miałby świat, gdybyśmy nie odnajdowali
ukochanej osoby? Gdybyśmy nie kochali? Dźwięk spokoju i ukojenia, a
jednocześnie niepewności i żalu. To wszystko słyszałam w mojej głowie. Serce
wrzało, kotłowało się. Każdy kolejny krok stawiałam z coraz to większym trudem.
Właśnie wtedy zobaczyłam go. Szedł z jakąś niską i uroczą dziewczyną. Oboje się
śmiali. Wydawali się być szczęśliwi. Jakby nie mieli przed sobą tajemnic i od
zawsze byli razem. Zupełnie jak zakochani.
Poczułam ostry ból. Resztkami sił się opanowałam po to, aby nie upaść.
Moje serce pękało, krwawiło i krzyczało, a z oczu zaczęły cieknąć łzy. Nie
czekając ani chwili dłużej zaczęłam biec, by być z dala od tego miejsca. Nie
chciałam widzieć tej sceny. Nie mogłam dopuścić do siebie takiej myśli. Nie
byłam w stanie.
Skryłam się
gdzieś w koncie i płakałam. W ciemności… Sama… Czułam się porzucona jak i
oszukana. Sama nie wiedziałam, co powinnam teraz zrobić? Może się pomyliłam?
Jednak wyglądali jak szczęśliwa i zakochana para… To było już wystarczająco
wiele jak dla mnie.
Nie
wiedziałam, ile czasu tam spędziłam. Szłam ulicami miasta jakby będąc w
transie. Nie wiedziałam co się wokół działo. Nie słyszałam szumu, krzyków,
gwaru… Szłam… Jakby to była droga w jedną stronę, bez powrotu. Zaciekle
podążałam przed siebie… Smutek dogłębnie mną ogarnął. Teraz nie potrafiłam
sobie poradzić. Bez Otaniego świat przestawał istnieć. Nic się nie liczyło.
Dokładnie nie wiem, kiedy byłam w domu. Było jednak późno. Nie mogłam spać.
Położyłam się i patrząc w sufit z brakiem uczuć, nie byłam w stanie nawet
myśleć. Nie chciałam… Nie miałam siły i ochoty. Chciałam pozostać tak już na
zawsze. Nie musieć nic robić, nie ruszać się z łóżka. Ogarniająca ciemność i
beznamiętność. Ból wyrył w moim sercu doszczętną dziurę, która pożerała je
coraz bardziej. Jak mogłam teraz żyć? Jak sobie poradzić? Nie wyobrażałam sobie
tego…. Nikt nie mógł mi pomóc.
W końcu
postanowiłam wstać. Nie mogłam tak leżeć. Przynajmniej teraz. Gdzieś w środku
mnie paliła się iskierka nadziei, że może jednak jest inaczej, niż myślałam. Byłam
naiwna i głupia, uświadomiłam sobie to już dawno temu. Cóż jednak mogłam z tym
zrobić? Czyżby Bóg maczał w tym swoje palce? A może to zwykły pech? Zrządzenie
losu? Przeznaczenie? Sama nie wiedziałam już, co powinnam robić i jak nazwać
obecną sytuację. Wszystko mnie irytowało. Czułam się skrępowana tym, że muszę
nadal żyć. Zdałam sobie w końcu sprawę z tego, jacy ludzie są beznadziejni i
słabi. W tym wielkim świecie nie mogli wiele zdziałać. Otaczająca mnie
przestrzeń i bezradność, którą czułam, była frustrująca i nie do zniesienia. Cały
ten świat teraz wydawał mi się być wytworem czyjejś chorej fantazji, zupełnie
jak jakiś kiepski i mało śmieszny żart. Mogłam przysiąść, że horyzont, który
niejednokrotnie podziwiałam, stracił swój urok. Byłam także pewna tego, iż po
deszczu, tęcza, która by wzeszła, nie ukazywała by takiego uroku, jak zawsze.
Wykonałam
poranne czynności z niechęcią. Po dłuższej chwili wyszłam z domu i udałam się
do szkoły. Sama nie wiedziałam, w jaki sposób uda mi się przeżyć dzisiejszy
dzień. Kiedy znalazłam się na jej terenie, zmieniłam buty i udałam się do
klasy. Przez cały dzień byłam pochmurna i zamyślona, nie specjalnie słuchałam
wykładów, nie wiedziałam nic. Za bardzo przejęła mnie ta sprawa. Nie mogłam
siedzieć w domu i płakać. To by było bezsensu. Po lekcjach nie miałam ochoty
wracać do domu. Udałam się najpierw na spacer. Smutek i żal, który ściskał moje
serce, był nie do zniesienia. To tak bardzo bolało. Musiałam z nim porozmawiać,
jednak w jaki sposób powinnam tego dokonać?
Szłam
spokojnie, rozglądając się dookoła. Po jakimś czasie usłyszałam dźwięk dzwonka.
Dostałam sms’a. Z zapałem spojrzałam od kogo, miałam nadzieję, że to Otani.
Patrząc na wyświetlacz i widząc „Kazuki Kohori”, nieco zasmucona jak i
zawiedzona odczytałam wiadomość. Chłopak chciał się ze mną spotkać na jednym z
koncertów. Nie specjalnie miałam na to ochotę, jednak co mi szkodziło? Niby
nic… Mimo wszystko odmówiłam.
Po jakiejś
godzinie udałam się do domu. Nie miałam na to ochoty, jednak nie widziałam
lepszej perspektywy. Nie chciało mi się już chodzić po mieście. Po jakimś
czasie weszłam do mieszkania. Rzuciłam torbę, zdjęłam buty i poszłam w kierunku
kuchni. Jednak nie dane mi było zajść daleko, ponieważ usłyszałam dzwonek do
drzwi. Wróciłam się i otworzyłam. W progu stał Kohori.
- Nie mogła góra do Mahometa, to
musiał Mahomet do góry – uśmiechnął się promiennie. Byłam zszokowana i
zdziwiona jego wizytą. – Nie spodziewałaś się mnie, wiem. Przepraszam, że tak
bez zapowiedzi, ale pomyślałem, że skoro nie chcesz iść na koncert, to wpadnę,
spędzić z tobą trochę czasu. Mogę wejść? –zapytał.
- Tak – zaprosiłam go do środka.
Posiedzieliśmy, porozmawialiśmy, pograliśmy na xboxie i playstatione,
poczęstowałam go czymś, co udało mi się zrobić, ogólniej mówiąc świetnie się z
nim bawiłam, nawet na chwilę zapomniałam o dołującym smutku i pustce,
spowodowanej przez Otaniego.
- No… To co powiesz jednak na ten
koncert? – zapytał w momencie, kiedy miał wychodzić.
- Nie wiem… Pomyślę jeszcze –
odparłam.
- Uhm… Rozumiem, no to ya ne –
wyszedł z uśmiechem na twarzy. Właściwie to zaczynałam się zastanawiać co
powinnam zrobić?
Minął
tydzień od spotkania z Kazukim. Zbliżał się czas koncertu. Nie wiedziałam, co
powinnam zrobić. Nuda dawała mi się mocno we znaki. Moje zdołowanie nieco minęło,
ale nadal czułam pustkę. Ciągle czekałam i miałam nadzieję, że może jednak jest
inaczej, ale najwidoczniej Otani o mnie zapomniał… W tym momencie usłyszałam
dźwięk przysyłanej wiadomości. Z niechęcią zwlokłam się z łóżka i poszłam
odczytać. Zdziwiłam się jak i byłam niczym w siódmym niebie. Otani napisał do
mnie! Bezzwłocznie sprawdziłam treść.
„Hej. Piszę, żeby zapytać co tam u Ciebie? U mnie strasznie dużo nauki
i nie mam czasu. Wybacz, ciągle siedzę przy książkach i tak wyszło, że ostatnio
straciliśmy kontakt”.
Wiadomość mnie
zdenerwowała i zasmuciła. Nie ma dla mnie czasu… A dla tamtej tak… Czyżby mnie
zdradzał? Teraz totalnie popadnę w depresję. Odpisałam mu krótko
„U mnie może być, też mam sporo nauki. A no
straciliśmy”.
Szczerze
mówiąc zastanawiałam się dlaczego tak nagle napisał? W końcu łaskawie sobie o
mnie przypomniał? Może pokłócił się z tamtą dziewczyną i mam być pocieszeniem?
Nie! Nie, nie! To niemożliwe, Otani taki nie jest. Chociaż… W sumie to na ile
go znam? Aż tak dobrze znowu nie… Bo w sumie nigdy do końca nie pozna się człowieka.
Po niedługiej chwili dostałam kolejną wiadomość.
„Rozumiem. Szkoda, że jesteś zajęta, bo mam
czas i chciałem się z Tobą zobaczyć. No nic, to najwyżej innym razem. Miłej
nauki, buziaczki ;)”.
Poczułam
smutek, ale w sumie… Nie chciałam zajmować mu czasu, skoro wybrał tamtą, to najwidoczniej
miał powód, pewnie ją pokochał, a mnie nie chciał zranić, to wszystko. Postanowiłam
dać sobie spokój. Miałam już dość. Kochałam go, naprawdę, szczerze i całym
sercem, dlatego chciałam, aby był szczęśliwi. Jeśli ja nie mogłam mu dać tego
szczęścia, to niech mu da inna, grunt, aby był zadowolony. Zrobiłabym dla niego
wszystko. Tak więc poprzez to, postanowiłam iść na koncert razem z Kohorim.
Przygotowałam się i poszliśmy razem. Starał się być dla mnie miły, chciał, abym
się dobrze bawiła. Starałam się nie pokazać mu, że nie jestem w nastroju i
próbowałam wyluzować. Wydawało mi się jednak dzisiaj, że zespół nieco fałszuje.
Może to tylko i wyłącznie moje odczucie? Nic mnie tak nie cieszyło, kiedy nie
było przy mnie Otaniego… Taka prawda niestety… Po koncercie poszliśmy się
przejść. W pewnym momencie przysiadłam na ławce. Rozmawiałam chwilę z Kazukim.
Po jakimś czasie się rozstaliśmy. Siedziałam tam sama. Poddałam się wtedy moim
myślom. Sama nie do końca wiedziałam, czego chciałam.
Byłam pewna, że chcę aby Otani
był szczęśliwy, tylko pytanie, czy byłam w stanie znieść myśl, że nie ze mną? Tego
nie wiedziałam… Siedziałam w ciszy, poruszona moimi smętnymi myślami i wizjami
na przyszłość, których nijak nie potrafiłam od siebie odsunąć. I właśnie wtedy
poczułam, jak ktoś zakrywa moje oczy od tyłu. Usłyszałam głos koło mojego ucha „zgadnij kto to”. Nie musiałam zgadywać.
Wiedziałam…
- Otani… - szepnęłam, zdejmując
jego ręce i odwracając się do niego.
- Ostatnio nie układa się nam za dobrze,
dlatego wpadłam do Ciebie, niestety nie zastałem Cię. Tak więc przyszło mi do
głowy, że poszłaś na koncert i nie myliłem się – rzekł. Spojrzałam na niego
skrzącymi się oczami i zaczęłam płakać. Zdziwiony usiadł koło mnie. Wziął mnie
w swoje ramiona. Trzymał mnie dopóki nie
przestałam.
- No, a teraz mów co się stało –
rzekł. – Czy to ma jakiś związek z tym, że widziałaś mnie i Jaqueline? –
zapytał. Byłam zdziwiona, skąd on wiedział. – A jednak nie myliła się, że to
byłaś Ty. Eh… Wytłumaczę Ci teraz wszystko. Jaqueline jest studentką z wymiany
i moją kuzynką. Mieszka u mnie obecnie, dlatego razem wracamy do domu.
Wymijając kolejne twoje pytanie, skąd ona wie jak wyglądasz powiem, że
pokazałem jej twoje zdjęcie – uśmiechnął się promiennie. – A ty coś myślała? Że
o tobie zapomniałem i mam inną? – zaczął się śmiać. – Jesteś taką idiotką Risa,
ale wiesz co? Kocham Cię i tak, bak bardzo, bardzo, bardzo – powiedział, po
czym mnie pocałował. Właśnie wtedy poczułam się tak bardzo szczęśliwa, jak zawsze,
gdy byłam z nim. Już wiedziałam, że on
jest tym jednym i nigdy więcej nikogo nie pokocham. To on był moim wiatrem,
powietrzem, życiem, wszystkim. Bez niego nic nie miało sensu. Nie chciałam,
abyśmy się kiedykolwiek rozdzieli. Byłam pewna, że za wszelką cenę dam mu
szczęście. Nie mogłam pozwolić na to, aby był przy mnie smutny i nieszczęśliwy.
Kochałam go tak bardzo, że sama nigdy bym nie była w stanie pomyśleć, że takie
uczucie zagości na stałe w moim sercu i to do Otaniego. Zdarzały się nam
wcześniej różnego rodzaju kłótnie, w szkole byliśmy rozpoznawalni jako komicy,
ale mimo to, dogadywaliśmy się między sobą, jak z nikim innym. Wszyscy
wiedzieli, że do siebie pasujemy ale nie mogliśmy tego zaakceptować, wydawało
się nam to wtedy irracjonalne. A teraz? Jak jest teraz? Teraz nie możemy żyć
bez siebie. Widzimy tylko nasze osoby i nikogo więcej. Tak już jest… Nie
sądziłam ani nie przypuszczałabym, że nie muszę szukać daleko miłości. Ciągle
za nią próbowałam biec, w momencie, kiedy ona biegła ze mną na równi.
Znajdowała się tuż pod moim nosem. Teraz byłam pewna tego, co chciałam zrobić.
W przyszłości chciałam być z Otanim. Nic innego się dla mnie nie liczyło. Nikt
nie mógł nas rozdzielić, to by było niedopuszczalne. Dlatego też od tej pory
bardziej mu będę ufać i częściej się widywać. Nic się tak nie powinno liczyć,
jak on sam. Mam nadzieję, że w przyszłości nasze losy i życie się ułożą i już
zawsze będziemy razem. Nie jako All Hanshin Kyojin, tylko jako Otani i Risa,
najszczęśliwsza para na całym świecie, która będzie zawsze szczęśliwa w swoim
towarzystwie i nikt inny nie sprawi, że się rozdzielimy.
- Kocham Cię Otani – rzekłam i znowu zastygliśmy w pocałunku.
[...] miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. Po prostu kochaj.
Jakie śliczne opowiadanie! Dokładnie o coś takiego mi chodziło <3 Świetnie wplotłaś słoik z sercami w fabułę, a wstęp i zakończenie były ze sobą powiązane, co dodaje Ci punktów według jakiegoś literata, którego nazwiska nie pamiętam :D Ślicznie opisałaś otoczenie Risy i jej szarą codzienność, a także późniejszą apatię, gdy zobaczyła Otaniego i Jacqueline. Nie prosiłam o Kohoriego, a jednak się pojawił! <3 Bardzo go lubię, ale to już wiesz. Świetnie oddałaś jego charakter. Fałszujący Umibozu? O kurczę, Risa musiała być naprawdę nie w sosie :D Ale cieszę się, że koniec końców spotkała się z Otanim i jednak zeszli się razem, ta scena z pocałunkiem była taaaka słodka, mało się nie rozpłynęłam! <3 Dziękuję bardzo za opowiadanie, było naprawdę ekstra :D Pisz śmiało dalej i rozwijaj swój warsztat! Dziękuję jeszcze raz.
OdpowiedzUsuńhttp://vampires-of-los-angeles.blogspot.com/ zapraszam na nowy rozdział... ^^
OdpowiedzUsuńAj kocham to! <3 Hmm świetnie pociągłaś dalsze losy R. i K. Od dawna lubiałam o nich czytać i ogladać anime albo drame.. Pewnie też przez to, że sama mam 185 i problemy z facetami, natury podobnej co Risa ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i pisz dalej!!! ;D