28.05.2014

[Naruto] GaaSaku - Cisza

The Agonist - "And their eulogies sang me to sleep" 
Cisza

Cisza. Cisza przerywana jedynie dudnieniem mojego serca i ciężkim oddechem. Wszędzie ciekła krew. Byłam przerażona. Moje ciało sparaliżował strach. Rozsądek podpowiadał, by uciekać, ale doświadczenie mówiło, że to mi się nie uda. Mój przeciwnik był naprawdę silny. Zabił wszystkich bez mrugnięcia okiem. Kiedy skończył, nie miał na sobie ani jednego zadrapania. Jego wzrok był szalony i złowieszczy. Był człowiekiem bez skrupułów. Nie mogłam tutaj dłużej zostać. Póki się mną nie zainteresował, miałam szansę. Szybko się podniosłam i zaczęłam biec. Potykałam się o ciała ludzi, którzy jeszcze chwilę temu oddychali. Krew pod moimi stopami powodowała, że co jakiś czas się przewracałam. Byłam nią cała ubroczona. Nie mogłam się zatrzymać. Nie teraz, nie w tym momencie. Nie mogłam pozwolić, aby śmierć tych wszystkich ninja uszła mu płazem. Musiałam wrócić i powiadomić hokage, tylko on mógł cokolwiek zrobić w tej sprawie.
Biegłam najszybciej, jak tylko mogłam. Oddaliłam się od miejsca walki, jednak to nie był moment, aby się cieszyć. Mknęłam, nie oglądając się za siebie. Słyszałam to. Biegł za mną. Czułam się, jak gdybym była ofiarą, a on łowcą.
Starałam się przyspieszyć. Nie byłam jednak w stanie. Szaleńczy bieg się rozpoczął. Musiałam przed nim uciec. Wioska była oddalona o 5 kilometrów. Dlaczego teraz 5 kilometrów wydawało się tak ogromną odległością, a gdy wyruszaliśmy, nie było to nic specjalnego? Zaczynałam się męczyć. Jako medyk nie miałam silnych technik. Byłam słaba. Nie mogłam się bronić. Jedyne co potrafiłam, to unikać ciosów. Musiałam się ukryć. Nie miałam już chakry. Wykorzystałam całość, aby pomagać rannym. Sytuacja nie była zbyt ciekawa. Zbliżał się do mnie. Musiałam coś wymyślić, znaleźć sposób, żeby powiadomić hokage, to było jedyne wyjście. Zaczęłam się rozglądać. Kryjówka. To było jedyne wyjście. Nie było mowy, żeby udało mi się dotrzeć do wioski. Była za daleko, a ja za bardzo wyczerpana. Mój przeciwnik zdawał się mieć nieskończone pokłady energii i nie męczyć się.
Teraz albo nigdy. Zeskoczyłam na ziemię i zaczęłam mknąć między drzewami. Co teraz? Gdzie się ukryć? Co robić? Nikt mi nie przyjdzie z ratunkiem, muszę sobie sama radzić.Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby się dotlenić. Pędziłam przed siebie, próbując znaleźć schronienie. Czułam praktycznie wzrok swojego oprawcy. Kiedy to odczucie zniknęło, szybko wskoczyłam na górny poziom gałęzi i ukryłam się między liśćmi.
Złapałam obiema rękoma usta, w celu powstrzymania głośnego, nierytmicznego oddechu. Starałam się uspokoić. Nie mógł mnie złapać. Nie miałam chakry, nie było możliwości, aby mnie wykryć. Spojrzałam w dół, próbując unormować powoli oddech. Potrzebowałam chwili, by zregenerować siły, na dalszy bieg. Znajdowałam się teraz jakieś 3 kilometry od wioski. Dam radę - cały czas sobie to powtarzałam.
Po chwili zauważyłam czerwone włosy, które powiewały na wietrze. Przenikliwe turkusowe oczy penetrowały cały obszar. Spoglądał w górę. Gdybym była wierząca, to zaczęła bym się modlić w tym momencie. Powstrzymałam się i zdusiłam chęć krzyknięcia z przerażenia. Moje serce mało nie wyskoczyło z piersi. Chłopak szedł powoli, dokładnie się przyglądając. Bałam się poruszyć, aby nie wydać choćby najmniejszego szmeru.
- Pokaż się – usłyszałam. Przeszły mnie ciarki i zrobiło mi się gorąco. Oddech, który zdążył się uspokoić, ponownie przyspieszył.
- Nie bawmy się w chowanego. Nie zabije cię - mówił groźnie aczkolwiek niezwykle spokojnie.
Byłam tak bardzo przerażona, że straciłam zdolność racjonalnego rozumowania. Teraz byłam pewna, że się ze mną bawi. Orientował się, że ukryłam się gdzieś w tym miejscu, więc znalezienie mnie było jedynie kwestią czasu. Postanowiłam to wykorzystać. Szybko wyjęłam kunai i przyczepiłam do niego notkę informacyjną. Z pewnością, znajdą ją. Wzięłam głęboki wdech, po czym wyjęłam większą liczbę kunai. Zebrałam w sobie odwagę. Nie zabije mnie, więc pewnie podda torturom. Trudno. Musiałam to zrobić, to jedyne wyjście. W sumie mogłam jeszcze czekać, aż mnie znajdzie, jednak nie sądzę, że tak postąpił by prawdziwy shinobi.
Szybko zeskoczyłam z drzewa i rzuciłam w niego bronią, celowo wyrzucając kilka tak, by pomyślał że z przerażenia spudłowałam. Pozostałe odbiły się od piasku. Nie miał ani jednej rany. Nic mu się nie stało. Wiedziałam, że tak będzie, ale miałam nadzieję na to, że może teraz. Może chociaż jeden... Kunai, w którym była wiadomość, wylądował dokładnie tam, gdzie planowałam.
Teraz musiałam tylko zacząć znowu biec. Tak też zrobiłam, jednak nie udało mi się uciec za daleko. Poczułam ból w nodze i nim się zorientowałam, była przeszyta piaskowym kolcem.
Upadłam. Z rany sączyła się krew. Teraz byłam pewna, że przez cały czas się ze mną bawił. Miałam tylko nadzieję, że nie zorientował się, jaki był mój plan. To była moja ostatnia deska ratunku.
Miałam ochotę płakać. Przed oczami widziałam jedynie jego zbliżające się nogi i to, że się do mnie zbliża. Moje myśli cały czas krążyły wokół wioski i przyjaciół. Nie mogłam się poddać, zaczęłam się czołgać. Wiedziałam, że to bezskuteczne, ale nie mogłam bezczynnie czekać. Próbowałam się podnieść, jednak ból był zbyt silny. Rana mocno krwawiła. Nagle stanął za mną. Przewrócił mnie na plecy, po czym mocno kopną w brzuch. Następnie schylił się i zamaszystym ruchem wyjął z nogi kolec. Zajęczałam. Spojrzał na mnie zimnym, wyzutym z wszelkich uczuć spojrzeniem. Przymknął oczy, po czym otworzył je szybko i wstał. Odszedł kawałek dalej i usiadł. Przyglądał mi się ze spokojem. 


- Gdyby nie rozkaz, to już byś nie żyła. - Wiedziałam, że nie żartuje. Biła od niego silna, a zarazem groźna aura. Był demonem i oprawcą bez jakichkolwiek skrupułów. – Ruszamy.
Nadeszła noc. Zatrzymaliśmy się, gdy upadłam i nie byłam w stanie się podnieść. Po niedługim czasie siły zaczęły mi wracać. Zatamowałam mniej więcej krwawienie. Teraz musiałam czekać aż uzupełnią mi się pokłady chakry. Istniała szansa, że mój wróg zaśnie i ucieknę, jednak szczerze w to wątpiłam. Zażyłam pigułkę żywieniową. Nie znosiłam tego smaku, jednak nie miałam wyjścia. Czerwonowłosy chłopak z czarnymi okręgami wokół oczu siedział oddalony ode mnie. Było to może 20 metrów lub nawet mniej. Doskonale mogłam się mu teraz przyjrzeć. Miał zamknięte oczy, siedział po turecku. Wydawało się, jakby medytował.
- Ja nie sypiam - powiedział nagle, powoli otwierając oczy. Jego turkusowe, lodowate spojrzenie wbiło się we mnie. Wydawał się być niezwykle spokojny. Biła od niego taka silna, mroczna aura. Taka sama, jak od Naruto.
- Jesteś jinchuurikim?
Nastała cisza, przerywana jedynie powiewem wiatru i szumem natury. Dopiero teraz zauważyłam jego lewy profil. Na czole miał znak, "ai".  Nie odzywaliśmy się do siebie. Miałam całkowitą pustkę w głowie. W końcu zasnęłam.
Śniło mi się, że pływam w niezwykle czystej, błękitnej toni. Wszędzie było tak jasno, radośnie. Nagle sceneria uległa zmianie. Woda zabarwiła się na czerwono, wszędzie było ciemno. Z tej ciemności wyłoniły się ręce, które zaczęły mnie dusić, dopiero potem zauważyłam te turkusowe oczy.
Po tym wszystkim nagle się obudziłam. Chłopak był dokładnie w tym miejscu, w którym widziałam go, nim zasnęłam. Patrzył w niebo. W tym czasie wykorzystałam chakre i wyleczyłam ranę. Od razu poczułam się lepiej. Kiedy to robiłam, przyglądał mi się. Wiedziałam o tym. Nic nie mówił. Gdyby nie fakt bijącej od niego aury i chakry oraz tego, co widziałam na własne oczy, nigdy nie pomyślała bym, że jest tak niebezpiecznym shinobi. Chłopak wstał i przemówił. 
- Wyruszamy. Trzymaj się blisko mnie. Nie bez powodu to mnie wysłali po ciebie. Jesteśmy w takim miejscu, gdzie każdy będzie chciał cię zabić – powiedział spokojnie.
Szliśmy powoli. Po kilku godzinach marszu, lasy liściaste zaczęły się zmieniać w iglaste. Wczoraj zanim zapadł zmrok udało mi się przejść kilka kilometrów. Jednak to był dla mnie duży wysiłek. Znajdowałam się jakieś 30 kilometrów od Konohy. Jeszcze kawałek i zacznie się pustynia, teren kraju wiatru.
Przemieszczaliśmy się wolno. Wydawało mi się, że mój „towarzysz” stara się oszczędzać siły. A może po prostu mu się nie spieszyło, bądź czekał aż ktoś nas zaatakuje i mnie zabiją? Pozbyłby się kłopotu. Wiatr wiał. Zaczynało się robić coraz bardziej gorąco. Lasy zrzedły. Prawie dało się wyczuć żar piasków pustyni. Powietrze stawało się coraz bardziej suche. Po 40 minutach wyszliśmy na pustynię. Było popołudnie. Grzało niemiłosiernie. Mój oprawca był przyzwyczajony do tego klimatu, to pewne.
- Jak masz na imię? - zapytałam. Dopiero teraz doszła do mnie świadomość, że nie wiem jak się nazywa. Nie spodziewałam się jednak odpowiedzi z jego strony. Po dłuższej chwili usłyszałam jego niski głos.
- Jestem Sabaku no Gaara  - odparł. Po tych słowach przyciągnął mnie do siebie. Jedyne co widziałam, to piasek, który nagle pojawił się przed nami. Dopiero po sekundzie zrozumiałam, że zostaliśmy zaatakowani.
- Kociaku, oddaj dziewczynę, a nie zrobimy ci krzywdy... Za dużej - usłyszałam śmiech i ponownie piasek otulił nas oboje. Nie widziałam osoby, która to powiedziała.
- Sabaku no Gaara, nie sądziłem, że będę mógł się z tobą zmierzyć. Pokaż na co cię stać - powiedział jakiś zielonowłosy mężczyzna, którego dojrzałam, gdy piasek opadł. Miał opaskę ze znakiem wioski trawy. Były z nim jeszcze dwie osoby, dwóch mężczyzn.
Zaatakował. Gaara się nawet nie poruszył. Stał z założonymi rękoma. Pozostała dwójka również natarła.
- Musisz się sama bronić - powiedział czerwonowłosy, ruszając powoli do przodu. Zostało mi jedynie kilka kunai. Mając trochę zebranej chakryi tak nie mogłam użyć żadnych konkretnych technik, bo nie potrafiłam.
Jeden z dwójki  towarzyszy zielonowłosego podbiegł do mnie. Z pewnością był z nich najsłabszy. Kogo innego wysłali by przeciwko słabej kunoichi? Od razu było oczywiste, że silniejsi natrą na Gaarę.
Uśmiechał się do mnie. Widać, że się nie męczył, zadając mi ciosy. Odpierałam każdy atak. Jego szczerz stał się z końcu irytujący.
- Dlaczego się uśmiechasz? - zapytałam, odskakując od niego.
- Twoje czoło z daleka nie wydawało się być takie duże - odparł. Wkurzyło mnie to. Co za cham! Szybko do niego podbiegłam i uderzyłam z prawego sierpowego. Nie spodziewał się tego. Odleciał na dosyć sporą odległość. W tym czasie dwójka ninja spojrzała na mnie. Obaj uśmiechnęli się kpiąco w stronę swego towarzysza.
- Nikt nie będzie obrażał mojego czoła! - wrzasnęłam. Czarnowłosy starł krew i uśmiechnął się szerzej.
                - Wielkoczoła pokazała pazurki. Teraz mnie wkurzyłaś - zaczął do mnie biec. Unikałam jego ataków. Gaara też miał problemy. Pierwszy raz widziałam, że ktoś się przebił przez jego obronę i go uderzył. Dlaczego ja się broniłam? Czerwonowłosy z pewnością był od nich dużo gorszy. Nie mogłam jednak dać się złapać. ANBU zapewne zostało wysłane moim tropem. Nie mogłam teraz pozwolić, aby mnie schwytali. Coś mi podpowiadało, że gdyby to się stało, to już nigdy nie wróciła bym do domu.
Oberwałam kilka razy. Mój przeciwnik trzymał się świetnie, w porównaniu ze mną.
Gaara też był ranny. Jednak dwójka ninja również nie wyglądała zbyt ciekawie. Piasek nagle owinął się wokół jednego i usłyszałam tylko "Sabaku Kyū". Krew rozbryzła. Czerwonowłosy został uderzony. Wkurzył się. W wyniku tego pojawił się demon. Szalony śmiech Gaary rozniósł się w dal. Przeraził mnie. Mój przeciwnik zadał mi mocny cios. Pożałowałam swojej chwili nieuwagi. Upadłam na ziemię.
Widziałam jak walczą. Nie trwało to zbyt długo. Czerwonowłosy szybko ich złapał i zmiażdżył. Widziałam ogniste iskierki w jego oczach. Był szczęśliwy, gdy zabijał.
Wyplułam krew. Miałam chyba złamane żebro albo nawet kilka. Gaara nie zbliżał się do mnie. Widziałam, że się uspokajał. W końcu upadł. Ciężko oddychał, jednak nie stracił przytomności. Zebrałam w sobie siły i wstałam. Powoli podeszłam do niego. Mimo wszystko jako medyk byłam odpowiedzialna za drugie życie. Ciężko upadłam koło niego. Złapałam się przez chwilę za klatkę piersiową. Wzięłam kilka spokojnych oddechów. Ostrożnie przewróciłam go na plecy i zaczęłam leczyć. Po niedługim czasie skończyłam. Usiadłam delikatnie. Wzięłam głęboki wdech. Straciłam za dużo chakry, aby móc się wyleczyć. Nie miałam jej całej zregenerowanej, a jeszcze wykorzystałam ją na ataki. Chłopak po chwili usiadł. Spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się do niego. Wiem, że nie powinnam, jednak mimo wszystko obronił mnie dzisiaj, a przynajmniej przez chwilę. Patrzył na mnie. Po jakimś czasie podał mi swoją rękę. Popatrzyłam na niego, ale wzrok miał skierowany w kierunku swojej wioski. Skorzystałam z jego pomocy i wzięłam trochę chakry. Wyleczyłam swoje rany. Chłopak się nie poruszył. Miał puste spojrzenie.
- Jesteś żałosna – skomentował, po czym wstał. Zaczekał na mnie. Gdy również się podniosłam, ruszył przed siebie. Gaara to potwór, jednak ma resztki człowieczeństwa. Teraz byłam pewna. Jego lodowate turkusowe oczy skrywały tajemnice, których nikt nigdy nie mógł poznać.