The Agonist - "And their eulogies sang me to sleep" ♫
Cisza
Cisza. Cisza
przerywana jedynie dudnieniem mojego serca i ciężkim oddechem. Wszędzie ciekła
krew. Byłam przerażona. Moje ciało sparaliżował strach. Rozsądek podpowiadał,
by uciekać, ale doświadczenie mówiło, że to mi się nie uda. Mój przeciwnik był
naprawdę silny. Zabił wszystkich bez mrugnięcia okiem. Kiedy skończył, nie miał
na sobie ani jednego zadrapania. Jego wzrok był szalony i złowieszczy. Był
człowiekiem bez skrupułów. Nie mogłam tutaj dłużej zostać. Póki się mną nie
zainteresował, miałam szansę. Szybko się podniosłam i zaczęłam biec. Potykałam
się o ciała ludzi, którzy jeszcze chwilę temu oddychali. Krew pod moimi stopami
powodowała, że co jakiś czas się przewracałam. Byłam nią cała ubroczona. Nie
mogłam się zatrzymać. Nie teraz, nie w tym momencie. Nie mogłam pozwolić, aby
śmierć tych wszystkich ninja uszła mu płazem. Musiałam wrócić i powiadomić
hokage, tylko on mógł cokolwiek zrobić w tej sprawie.
Biegłam
najszybciej, jak tylko mogłam. Oddaliłam się od miejsca walki, jednak to nie
był moment, aby się cieszyć. Mknęłam, nie oglądając się za siebie. Słyszałam
to. Biegł za mną. Czułam się, jak gdybym była ofiarą, a on łowcą.
Starałam się
przyspieszyć. Nie byłam jednak w stanie. Szaleńczy bieg się rozpoczął. Musiałam
przed nim uciec. Wioska była oddalona o 5 kilometrów. Dlaczego teraz 5
kilometrów wydawało się tak ogromną odległością, a gdy wyruszaliśmy, nie było
to nic specjalnego? Zaczynałam się męczyć. Jako medyk nie miałam silnych
technik. Byłam słaba. Nie mogłam się bronić. Jedyne co potrafiłam, to unikać
ciosów. Musiałam się ukryć. Nie miałam już chakry. Wykorzystałam całość, aby
pomagać rannym. Sytuacja nie była zbyt ciekawa. Zbliżał się do mnie. Musiałam
coś wymyślić, znaleźć sposób, żeby powiadomić hokage, to było jedyne wyjście.
Zaczęłam się rozglądać. Kryjówka. To było jedyne wyjście. Nie było mowy, żeby
udało mi się dotrzeć do wioski. Była za daleko, a ja za bardzo wyczerpana. Mój
przeciwnik zdawał się mieć nieskończone pokłady energii i nie męczyć się.
Teraz albo
nigdy. Zeskoczyłam na ziemię i zaczęłam mknąć między drzewami. Co teraz? Gdzie
się ukryć? Co robić? Nikt mi nie przyjdzie z ratunkiem, muszę sobie sama
radzić.Wzięłam kilka głębszych oddechów, aby się dotlenić. Pędziłam przed
siebie, próbując znaleźć schronienie. Czułam praktycznie wzrok swojego oprawcy.
Kiedy to odczucie zniknęło, szybko wskoczyłam na górny poziom gałęzi i ukryłam
się między liśćmi.
Złapałam
obiema rękoma usta, w celu powstrzymania głośnego, nierytmicznego oddechu. Starałam
się uspokoić. Nie mógł mnie złapać. Nie miałam chakry, nie było możliwości, aby
mnie wykryć. Spojrzałam w dół, próbując unormować powoli oddech. Potrzebowałam
chwili, by zregenerować siły, na dalszy bieg. Znajdowałam się teraz jakieś 3
kilometry od wioski. Dam radę - cały czas sobie to powtarzałam.
Po chwili
zauważyłam czerwone włosy, które powiewały na wietrze. Przenikliwe turkusowe
oczy penetrowały cały obszar. Spoglądał w górę. Gdybym była wierząca, to
zaczęła bym się modlić w tym momencie. Powstrzymałam się i zdusiłam chęć
krzyknięcia z przerażenia. Moje serce mało nie wyskoczyło z piersi. Chłopak
szedł powoli, dokładnie się przyglądając. Bałam się poruszyć, aby nie wydać
choćby najmniejszego szmeru.
- Pokaż się –
usłyszałam. Przeszły mnie ciarki i zrobiło mi się gorąco. Oddech, który zdążył
się uspokoić, ponownie przyspieszył.
- Nie bawmy
się w chowanego. Nie zabije cię - mówił groźnie aczkolwiek niezwykle spokojnie.
Byłam tak
bardzo przerażona, że straciłam zdolność racjonalnego rozumowania. Teraz byłam
pewna, że się ze mną bawi. Orientował się, że ukryłam się gdzieś w tym miejscu,
więc znalezienie mnie było jedynie kwestią czasu. Postanowiłam to wykorzystać.
Szybko wyjęłam kunai i przyczepiłam do niego notkę informacyjną. Z pewnością,
znajdą ją. Wzięłam głęboki wdech, po czym wyjęłam większą liczbę kunai.
Zebrałam w sobie odwagę. Nie zabije mnie, więc pewnie podda torturom. Trudno.
Musiałam to zrobić, to jedyne wyjście. W sumie mogłam jeszcze czekać, aż mnie
znajdzie, jednak nie sądzę, że tak postąpił by prawdziwy shinobi.
Szybko
zeskoczyłam z drzewa i rzuciłam w niego bronią, celowo wyrzucając kilka tak, by
pomyślał że z przerażenia spudłowałam. Pozostałe odbiły się od piasku. Nie miał
ani jednej rany. Nic mu się nie stało. Wiedziałam, że tak będzie, ale miałam
nadzieję na to, że może teraz. Może chociaż jeden... Kunai, w którym była
wiadomość, wylądował dokładnie tam, gdzie planowałam.
Teraz musiałam
tylko zacząć znowu biec. Tak też zrobiłam, jednak nie udało mi się uciec za
daleko. Poczułam ból w nodze i nim się zorientowałam, była przeszyta piaskowym
kolcem.
Upadłam. Z
rany sączyła się krew. Teraz byłam pewna, że przez cały czas się ze mną bawił.
Miałam tylko nadzieję, że nie zorientował się, jaki był mój plan. To była moja
ostatnia deska ratunku.
Miałam ochotę
płakać. Przed oczami widziałam jedynie jego zbliżające się nogi i to, że się do
mnie zbliża. Moje myśli cały czas krążyły wokół wioski i przyjaciół. Nie mogłam
się poddać, zaczęłam się czołgać. Wiedziałam, że to bezskuteczne, ale nie
mogłam bezczynnie czekać. Próbowałam się podnieść, jednak ból był zbyt silny.
Rana mocno krwawiła. Nagle stanął za mną. Przewrócił mnie na plecy, po czym
mocno kopną w brzuch. Następnie schylił się i zamaszystym ruchem wyjął z nogi
kolec. Zajęczałam. Spojrzał na mnie zimnym, wyzutym z wszelkich uczuć
spojrzeniem. Przymknął oczy, po czym otworzył je szybko i wstał. Odszedł
kawałek dalej i usiadł. Przyglądał mi się ze spokojem.
- Gdyby nie
rozkaz, to już byś nie żyła. - Wiedziałam, że nie żartuje. Biła od niego silna,
a zarazem groźna aura. Był demonem i oprawcą bez jakichkolwiek skrupułów. –
Ruszamy.
Nadeszła noc.
Zatrzymaliśmy się, gdy upadłam i nie byłam w stanie się podnieść. Po niedługim
czasie siły zaczęły mi wracać. Zatamowałam mniej więcej krwawienie. Teraz
musiałam czekać aż uzupełnią mi się pokłady chakry. Istniała szansa, że mój
wróg zaśnie i ucieknę, jednak szczerze w to wątpiłam. Zażyłam pigułkę
żywieniową. Nie znosiłam tego smaku, jednak nie miałam wyjścia. Czerwonowłosy
chłopak z czarnymi okręgami wokół oczu siedział oddalony ode mnie. Było to może
20 metrów lub nawet mniej. Doskonale mogłam się mu teraz przyjrzeć. Miał
zamknięte oczy, siedział po turecku. Wydawało się, jakby medytował.
- Ja nie sypiam
- powiedział nagle, powoli otwierając oczy. Jego turkusowe, lodowate spojrzenie
wbiło się we mnie. Wydawał się być niezwykle spokojny. Biła od niego taka
silna, mroczna aura. Taka sama, jak od Naruto.
- Jesteś
jinchuurikim?
Nastała cisza, przerywana jedynie
powiewem wiatru i szumem natury. Dopiero teraz zauważyłam jego lewy profil. Na
czole miał znak, "ai". Nie
odzywaliśmy się do siebie. Miałam całkowitą pustkę w głowie. W końcu zasnęłam.
Śniło mi się,
że pływam w niezwykle czystej, błękitnej toni. Wszędzie było tak jasno,
radośnie. Nagle sceneria uległa zmianie. Woda zabarwiła się na czerwono,
wszędzie było ciemno. Z tej ciemności wyłoniły się ręce, które zaczęły mnie
dusić, dopiero potem zauważyłam te turkusowe oczy.
Po tym
wszystkim nagle się obudziłam. Chłopak był dokładnie w tym miejscu, w którym
widziałam go, nim zasnęłam. Patrzył w niebo. W tym czasie wykorzystałam chakre
i wyleczyłam ranę. Od razu poczułam się lepiej. Kiedy to robiłam, przyglądał mi
się. Wiedziałam o tym. Nic nie mówił. Gdyby nie fakt bijącej od niego aury i
chakry oraz tego, co widziałam na własne oczy, nigdy nie pomyślała bym, że jest
tak niebezpiecznym shinobi. Chłopak wstał i przemówił.
- Wyruszamy.
Trzymaj się blisko mnie. Nie bez powodu to mnie wysłali po ciebie. Jesteśmy w
takim miejscu, gdzie każdy będzie chciał cię zabić – powiedział spokojnie.
Szliśmy powoli. Po kilku
godzinach marszu, lasy liściaste zaczęły się zmieniać w iglaste. Wczoraj zanim
zapadł zmrok udało mi się przejść kilka kilometrów. Jednak to był dla mnie duży
wysiłek. Znajdowałam się jakieś 30 kilometrów od Konohy. Jeszcze kawałek i
zacznie się pustynia, teren kraju wiatru.
Przemieszczaliśmy
się wolno. Wydawało mi się, że mój „towarzysz” stara się oszczędzać siły. A
może po prostu mu się nie spieszyło, bądź czekał aż ktoś nas zaatakuje i mnie
zabiją? Pozbyłby się kłopotu. Wiatr wiał. Zaczynało się robić coraz bardziej
gorąco. Lasy zrzedły. Prawie dało się wyczuć żar piasków pustyni. Powietrze
stawało się coraz bardziej suche. Po 40 minutach wyszliśmy na pustynię. Było
popołudnie. Grzało niemiłosiernie. Mój oprawca był przyzwyczajony do tego
klimatu, to pewne.
- Jak masz na
imię? - zapytałam. Dopiero teraz doszła do mnie świadomość, że nie wiem jak się
nazywa. Nie spodziewałam się jednak odpowiedzi z jego strony. Po dłuższej
chwili usłyszałam jego niski głos.
- Jestem
Sabaku no Gaara - odparł. Po tych
słowach przyciągnął mnie do siebie. Jedyne co widziałam, to piasek, który nagle
pojawił się przed nami. Dopiero po sekundzie zrozumiałam, że zostaliśmy zaatakowani.
- Kociaku,
oddaj dziewczynę, a nie zrobimy ci krzywdy... Za dużej - usłyszałam śmiech i
ponownie piasek otulił nas oboje. Nie widziałam osoby, która to powiedziała.
- Sabaku no
Gaara, nie sądziłem, że będę mógł się z tobą zmierzyć. Pokaż na co cię stać -
powiedział jakiś zielonowłosy mężczyzna, którego dojrzałam, gdy piasek opadł.
Miał opaskę ze znakiem wioski trawy. Były z nim jeszcze dwie osoby, dwóch
mężczyzn.
Zaatakował.
Gaara się nawet nie poruszył. Stał z założonymi rękoma. Pozostała dwójka
również natarła.
- Musisz się
sama bronić - powiedział czerwonowłosy, ruszając powoli do przodu. Zostało mi
jedynie kilka kunai. Mając trochę zebranej chakryi tak nie mogłam użyć żadnych
konkretnych technik, bo nie potrafiłam.
Jeden z
dwójki towarzyszy zielonowłosego
podbiegł do mnie. Z pewnością był z nich najsłabszy. Kogo innego wysłali by
przeciwko słabej kunoichi? Od razu było oczywiste, że silniejsi natrą na Gaarę.
Uśmiechał się
do mnie. Widać, że się nie męczył, zadając mi ciosy. Odpierałam każdy atak.
Jego szczerz stał się z końcu irytujący.
- Dlaczego się
uśmiechasz? - zapytałam, odskakując od niego.
- Twoje czoło
z daleka nie wydawało się być takie duże - odparł. Wkurzyło mnie to. Co za
cham! Szybko do niego podbiegłam i uderzyłam z prawego sierpowego. Nie
spodziewał się tego. Odleciał na dosyć sporą odległość. W tym czasie dwójka
ninja spojrzała na mnie. Obaj uśmiechnęli się kpiąco w stronę swego towarzysza.
- Nikt nie
będzie obrażał mojego czoła! - wrzasnęłam. Czarnowłosy starł krew i uśmiechnął
się szerzej.
-
Wielkoczoła pokazała pazurki. Teraz mnie wkurzyłaś - zaczął do mnie biec.
Unikałam jego ataków. Gaara też miał problemy. Pierwszy raz widziałam, że ktoś
się przebił przez jego obronę i go uderzył. Dlaczego ja się broniłam?
Czerwonowłosy z pewnością był od nich dużo gorszy. Nie mogłam jednak dać się
złapać. ANBU zapewne zostało wysłane moim tropem. Nie mogłam teraz pozwolić,
aby mnie schwytali. Coś mi podpowiadało, że gdyby to się stało, to już nigdy
nie wróciła bym do domu.
Oberwałam
kilka razy. Mój przeciwnik trzymał się świetnie, w porównaniu ze mną.
Gaara też był
ranny. Jednak dwójka ninja również nie wyglądała zbyt ciekawie. Piasek nagle
owinął się wokół jednego i usłyszałam tylko "Sabaku Kyū". Krew
rozbryzła. Czerwonowłosy został uderzony. Wkurzył się. W wyniku tego pojawił
się demon. Szalony śmiech Gaary rozniósł się w dal. Przeraził mnie. Mój
przeciwnik zadał mi mocny cios. Pożałowałam swojej chwili nieuwagi. Upadłam na
ziemię.
Widziałam jak
walczą. Nie trwało to zbyt długo. Czerwonowłosy szybko ich złapał i zmiażdżył.
Widziałam ogniste iskierki w jego oczach. Był szczęśliwy, gdy zabijał.
Wyplułam krew.
Miałam chyba złamane żebro albo nawet kilka. Gaara nie zbliżał się do mnie.
Widziałam, że się uspokajał. W końcu upadł. Ciężko oddychał, jednak nie stracił
przytomności. Zebrałam w sobie siły i wstałam. Powoli podeszłam do niego. Mimo
wszystko jako medyk byłam odpowiedzialna za drugie życie. Ciężko upadłam koło
niego. Złapałam się przez chwilę za klatkę piersiową. Wzięłam kilka spokojnych
oddechów. Ostrożnie przewróciłam go na plecy i zaczęłam leczyć. Po niedługim
czasie skończyłam. Usiadłam delikatnie. Wzięłam głęboki wdech. Straciłam za
dużo chakry, aby móc się wyleczyć. Nie miałam jej całej zregenerowanej, a
jeszcze wykorzystałam ją na ataki. Chłopak po chwili usiadł. Spojrzał na mnie.
Uśmiechnęłam się do niego. Wiem, że nie powinnam, jednak mimo wszystko obronił
mnie dzisiaj, a przynajmniej przez chwilę. Patrzył na mnie. Po jakimś czasie
podał mi swoją rękę. Popatrzyłam na niego, ale wzrok miał skierowany w kierunku
swojej wioski. Skorzystałam z jego pomocy i wzięłam trochę chakry. Wyleczyłam
swoje rany. Chłopak się nie poruszył. Miał puste spojrzenie.
- Jesteś
żałosna – skomentował, po czym wstał. Zaczekał na mnie. Gdy również się
podniosłam, ruszył przed siebie. Gaara to potwór, jednak ma resztki
człowieczeństwa. Teraz byłam pewna. Jego lodowate turkusowe oczy skrywały
tajemnice, których nikt nigdy nie mógł poznać.